niedziela, 28 marca 2010
Tygodnik DT. "Systematic Chaos".
W poprzednim tygodniu było o pierwszej z moich dwóch ulubionych płyt DT. Dziś czas na drugą – wydaną w roku 2007 – wspaniałą „Systematic Chaos”. Jest diametralnie różna od „Falling…” bo po prostu znajduje się na drugim biegunie ich twórczości – to płyta mocna, szybka i ciężka, choć bardzo techniczna i momentami wirtuozerska. Czytałem sporo złych opinii na jej temat – że to jakieś popłuczyny, że hity stworzone na siłę…Cóż, każdy ma prawo do swego zdania, jednak wg mnie to opinie bardzo niesprawiedliwe i krzywdzące. Fakt, panowie zamknęli się w studiu na dwa miesiące i tam od podstaw stworzyli materiał, co dla niektórych może odbierać mu autentyczność. Wiecie, że niby taki mało spontaniczny, kunktatorski i na siłę. Może i bez przesłuchania tej płyty też mógłbym tak pomyśleć. Ale po zapoznaniu się z tym dziełem, takie opinie można wyrzucić do kosza. Oczywiście, znalazłem też sporo jak najbardziej pozytywnych opinii, ale praktycznie nikt nie popadał w zachwyt.
A ja popadłem. Totalnie i na maksa. Bo dla mnie to jest ARCYDZIEŁO. Pierwsze cztery utwory to po prostu jest jazda bez trzymanki na kolejce górskiej bez działającej siły odśrodkowej. Pierwsze instrumentalne pięć minut otwierającego płytę „In The Presence of Enemies Part I” to już jest pełen orgazm, a najlepsze dopiero przed nami ! Potem hiciorski „Forsaken” z refrenem wręcz wymarzonym na koncerty. Kocham go sobie śpiewać choć zapewne nie wszystkim się to podoba ( pozdro dla Wesyra - koncert w aucie ;) ). Następny, również wypisz wymaluj hicior – „Constant Motion”. Te trzy utwory są szybkie, wirtuozerskie i w miarę „przejrzyste”. Kolejny – mój wielki faworyt – „Dark Eternal Night” , to już coś z zupełnie innej beczki. Ciężki, mroczny, z przesterowanymi wokalami i zajebistymi chórkami w równie zajebistym refrenie. Taki trochę metalikowy, ale jak najbardziej pozytywnie. Kolejne utwory prezentują troszkę łagodniejsze oblicze zespołu. ”Repentance” to kolejna, balladowa odsłona opowieści Portnoya o wychodzeniu z nałogu alkoholowego, jak zwykle dedykowana Billowi W. W końcówce utworu słyszymy wyznania kilku znanych osobistości – bardzo szczerze mówią o tym kiedy kogoś bliskiego skrzywdzili. ”Prophets of War” – bardzo klimatyczny utwór z narastającym napięciem i chwytliwym refrenem, w którym chórki śpiewają zaproszeni do studia fani. „Ministry of Lost Souls” to także spokojny utwór z równie chwytliwym refrenem. No i zamykająca płytę druga część „In The Presence of Enemies” – wspaniałe dopełnienie części pierwszej. Obie są taką klamrą spinającą ten wspaniały album. Po przesłuchaniu wiem, że tytuł „Systematic Chaos” nie jest przypadkowy. Ma on również swe odzwierciedlenie w tekstach. Nie będę się tu w nie zagłębiał, bo na tej płycie charakteryzują się tym, że można je naprawdę interpretować na całą masę sposobów - zostawiam to każdemu wedle jego uznania…
Jestem takim szczęściarzem, że posiadam dwupłytowe wydanie – na drugiej płycie w formacie dvd jest film dokumentalny o tym, jak płyta powstawała. Wyreżyserowany i zrealizowany przez niezastąpionego Mike’a Portnoya. Fajnie się to ogląda i można się dowiedzieć kilku ciekawych rzeczy. Szkoda tylko , że tak dużo w nim Mike’a a pozostałych jakoś mniej. Chętnie posłuchałbym co do powiedzenia ma na przykład Myung, basista….
Kończąc – po prostu perfekcja.
W skali dreamowej : 11 / 10
Najlepszy utwór - wszystkie
Przykładowy utwór – Forsaken ( oficjalny teledysk )
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz