"Some people believe football is a matter of life and death, I am very disappointed with that attitude. I can assure you it is much, much more important than that."

Bill Shankly

niedziela, 25 kwietnia 2010

Tygodnik DT. "Six Degrees Of Inner Turbulence".


Dziś wyławiam ostatnią pozycję z kociołka poznawczego. Jest to dwupłytowe dzieło „Six Degrees of Inner Turbulence”. Pierwsza płyta to pięć nie powiązanych ze sobą utworów, druga to ponad czterdziestominutowa suita prog-metalowa składająca się z ośmiu części.
Czytałem różne opinie na temat spójności tych dwóch części płyty. Osobiście uważam, że do siebie nie pasują, bo to , że się różnią jest oczywiste. Jednak to, że nie pasują, wcale nie działa in-minus. Nikt nie każe nam ich słuchać jedna po drugiej. Ja wręcz zawsze słucham ich osobno, przedzielając jakimś innym CD. I daje to wrażenie słuchania dwóch zupełnie różnych, wydanych w innym okresie, płyt. Co do tego która lepsza – trudno porównywać, jednak nie będę ukrywał, że odkąd poznałem „Six Degrees…”, to pierwszy CD gości w odtwarzaczu znacznie częściej.

Jak już pisałem składa się on z pięciu utworów. Każdy , poza ostatnim , trwa około 10 minut. Płytę otwiera mocny, momentami wręcz trashowy „The Glass Prison”. Kolejna część podziękowań dedykowana Billowi W. Produkcja zaskakuje potęgą i czystością a muzycy po raz kolejny udowadniają, że nie obce jest im sięganie po mocno techniczne środki wyrazu ( przestery, pogłosy itd. ). I tak jest na całym tym krążku. Poza ostatnim „Dissapear”, który jest raczej łagodny, prosty i nastrojowy, utwory są mocne, skomplikowane i niezwykle bogate. Jest tu choćby niesamowity „Misunderstood” , któremu poświęciłem na tym blogu osobną notkę. Jest też wspaniały „The Great Debate”, w warstwie lirycznej poświęcony klonowaniu ludzkich embrionów, natomiast warstwa muzyczna jest po prostu „The Great”. Wokale Jamesa jak zwykle na najwyższym poziomie, do tego jest on tu w chórkach wspomagany przez Portnoya i Petrucciego i to naprawdę dodaje smaku utworom. Płyta wspaniała, pomimo tego , że zawiera tylko pięć utworów. Czysta potęga i wirtuozeria, jednak bez przekombinowania. Jest to na pewno prog-metal, jednak nie ma tu takich połamańców i zagmatwańców jak na „Images…”  czy „Scenes from a memory” ( ta płyta za tydzień ).

Drugi CD to czterdziestominutowa suita, zatytułowana „Six Degrees of Inner Turbulence”, czyli tak jak całe wydawnictwo. Można by pomyśleć, że pierwszy CD jest tak tylko na dokładkę a dopiero drugi to właściwe wydawnictwo. Cóż, nawet jeśli tak, to takich dokładek poproszę więcej. Wracając do drugiej płyty. Mamy tu kompletnie inne oblicze zespołu, znane z poprzednich wydawnictw, takich jak „Images…”, „Awake” czy „Scenes…”. To już jest zagmatwany i połamany, absolutny i stuprocentowy prog-metal. Wszystko zaczyna się niesamowitą uwerturą , która jest dziełem klawiszowca i naprawdę robi wrażenie. Brakuje tu tylko prawdziwych smyczków, wręcz całej orkiestry, choć Jordan Rudess całkiem nieźle daje radę w pojedynkę. A potem jest już jedna wielka techniczna jazda, przepełniona popisami wirtuozerskimi, wzlotami i upadkami emocji, niesamowitymi pasażami klawiszy i wspaniałymi solówkami. Jest to jednak  bardzo „gęste” i trudne w odbiorze dzieło. O ile pierwszego CD można słuchać do prasowania czy zmywania ( co za profanacja ;) ) , to z tym trzeba już zostać całkiem sam na sam, najlepiej użyć słuchawek. Jest to wspaniałe czterdzieści minut muzycznej podróży, którą jednak należy odbyć w skupieniu, by szczęśliwie dotrzeć do celu. Jednak naprawdę warto , bo pomimo naładowania tego krążka wirtuozerią, technicznym rozbudowaniem i mnogością aranżacji, nic nie jest tu przekombinowane, niczego nie jest za dużo. Jest również wspaniale, choć zupełnie inaczej niż na pierwszym CD.

Podsumowując – dwie wspaniałe, zupełnie odmienne płyty. Złożone do kupy, dają dzieło, które zadowoli każdego, bo każdy znajdzie tu coś dla siebie. I chyba troszkę o to muzykom chodziło.   

W skali dreamowej : 10 / 10

Najlepszy utwór - Misunderstood

Przykładowy utwór - Misunderstood już na tym blogu był, więc The Glass Prison

2 komentarze:

  1. Druga płyta jest po prostu przepiękna. Nie siląc się na recenzowanie, wszak Ty to zrobiłeś, pozwolę sobie napisać, że jest rewelacyjna. Pierwsza jest dość nijaka (chyba poza Glass Prison).

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja wolę pierwszą - dla mnie cuuudo :)no ale wiadomo - jednemu Gośka, drugiemu Maryśka ;)

    OdpowiedzUsuń