"Some people believe football is a matter of life and death, I am very disappointed with that attitude. I can assure you it is much, much more important than that."

Bill Shankly

czwartek, 29 kwietnia 2010

Koniec żenującego sezonu

Pozamiatane. Pozostaje już tylko przegrać w niedzielę z Chelsea, żeby szmaty z manchesteru nie zdobyły mistrzostwa.

I jak najszybciej zapomnieć o tym popisie nieudolności i frajerstwa.

wtorek, 27 kwietnia 2010

niedziela, 25 kwietnia 2010

Tygodnik DT. "Six Degrees Of Inner Turbulence".


Dziś wyławiam ostatnią pozycję z kociołka poznawczego. Jest to dwupłytowe dzieło „Six Degrees of Inner Turbulence”. Pierwsza płyta to pięć nie powiązanych ze sobą utworów, druga to ponad czterdziestominutowa suita prog-metalowa składająca się z ośmiu części.
Czytałem różne opinie na temat spójności tych dwóch części płyty. Osobiście uważam, że do siebie nie pasują, bo to , że się różnią jest oczywiste. Jednak to, że nie pasują, wcale nie działa in-minus. Nikt nie każe nam ich słuchać jedna po drugiej. Ja wręcz zawsze słucham ich osobno, przedzielając jakimś innym CD. I daje to wrażenie słuchania dwóch zupełnie różnych, wydanych w innym okresie, płyt. Co do tego która lepsza – trudno porównywać, jednak nie będę ukrywał, że odkąd poznałem „Six Degrees…”, to pierwszy CD gości w odtwarzaczu znacznie częściej.

Jak już pisałem składa się on z pięciu utworów. Każdy , poza ostatnim , trwa około 10 minut. Płytę otwiera mocny, momentami wręcz trashowy „The Glass Prison”. Kolejna część podziękowań dedykowana Billowi W. Produkcja zaskakuje potęgą i czystością a muzycy po raz kolejny udowadniają, że nie obce jest im sięganie po mocno techniczne środki wyrazu ( przestery, pogłosy itd. ). I tak jest na całym tym krążku. Poza ostatnim „Dissapear”, który jest raczej łagodny, prosty i nastrojowy, utwory są mocne, skomplikowane i niezwykle bogate. Jest tu choćby niesamowity „Misunderstood” , któremu poświęciłem na tym blogu osobną notkę. Jest też wspaniały „The Great Debate”, w warstwie lirycznej poświęcony klonowaniu ludzkich embrionów, natomiast warstwa muzyczna jest po prostu „The Great”. Wokale Jamesa jak zwykle na najwyższym poziomie, do tego jest on tu w chórkach wspomagany przez Portnoya i Petrucciego i to naprawdę dodaje smaku utworom. Płyta wspaniała, pomimo tego , że zawiera tylko pięć utworów. Czysta potęga i wirtuozeria, jednak bez przekombinowania. Jest to na pewno prog-metal, jednak nie ma tu takich połamańców i zagmatwańców jak na „Images…”  czy „Scenes from a memory” ( ta płyta za tydzień ).

Drugi CD to czterdziestominutowa suita, zatytułowana „Six Degrees of Inner Turbulence”, czyli tak jak całe wydawnictwo. Można by pomyśleć, że pierwszy CD jest tak tylko na dokładkę a dopiero drugi to właściwe wydawnictwo. Cóż, nawet jeśli tak, to takich dokładek poproszę więcej. Wracając do drugiej płyty. Mamy tu kompletnie inne oblicze zespołu, znane z poprzednich wydawnictw, takich jak „Images…”, „Awake” czy „Scenes…”. To już jest zagmatwany i połamany, absolutny i stuprocentowy prog-metal. Wszystko zaczyna się niesamowitą uwerturą , która jest dziełem klawiszowca i naprawdę robi wrażenie. Brakuje tu tylko prawdziwych smyczków, wręcz całej orkiestry, choć Jordan Rudess całkiem nieźle daje radę w pojedynkę. A potem jest już jedna wielka techniczna jazda, przepełniona popisami wirtuozerskimi, wzlotami i upadkami emocji, niesamowitymi pasażami klawiszy i wspaniałymi solówkami. Jest to jednak  bardzo „gęste” i trudne w odbiorze dzieło. O ile pierwszego CD można słuchać do prasowania czy zmywania ( co za profanacja ;) ) , to z tym trzeba już zostać całkiem sam na sam, najlepiej użyć słuchawek. Jest to wspaniałe czterdzieści minut muzycznej podróży, którą jednak należy odbyć w skupieniu, by szczęśliwie dotrzeć do celu. Jednak naprawdę warto , bo pomimo naładowania tego krążka wirtuozerią, technicznym rozbudowaniem i mnogością aranżacji, nic nie jest tu przekombinowane, niczego nie jest za dużo. Jest również wspaniale, choć zupełnie inaczej niż na pierwszym CD.

Podsumowując – dwie wspaniałe, zupełnie odmienne płyty. Złożone do kupy, dają dzieło, które zadowoli każdego, bo każdy znajdzie tu coś dla siebie. I chyba troszkę o to muzykom chodziło.   

W skali dreamowej : 10 / 10

Najlepszy utwór - Misunderstood

Przykładowy utwór - Misunderstood już na tym blogu był, więc The Glass Prison

sobota, 24 kwietnia 2010

Słowa Legendy

" Problem z sędziami jest taki, że znają zasady ale nie znają gry. "

Bill Shankly

czwartek, 22 kwietnia 2010

Coś pięknego :)

Europejski rekord wśród wyspiarzy

Dzisiaj pierwszy półfinałowy mecz Ligi Europejskiej z Atletico Madryd. Dla Liverpoolu będzie to 16 półfinał w europejskich pucharach. Żaden inny angielski klub nie dotarł do tego etapu tak wiele razy. Z tych 16 półfinałów The Reds przegrali tylko cztery : z Interem w 1965, z Leeds w 1971, z PSG w 1997 i z Chelsea w 2008. Jeszcze lepiej wygląda statystyka rewanżowych meczów rozgrywanych przez LFC na tym etapie rozgrywek pucharowych.W całej historii występów The Reds przegrali tylko trzy takie mecze ( wszystkie na wyjeździe ; tym razem rewanż będzie na Anfield ) - z Interem w 1965, z Tottenhamem w 1973 i dwal lata temu z Chelsea. 

W klasyfikacji ilości "zaliczonych" półfinałów , za Liverpoolem plasuje się scumchester united ( 14 ) , Chelsea ( 10 ) i Leeds ( 9 ). Z tym ostatnim klubem to ciekawa sprawa, bo, poza krótkim okresem wielkości pod koniec lat 90 - tych, czasy jego świetności to naprawdę zamierzchła historia. A jednak nikt ( np. Arsenal, w czołówce od lat ) nie potrafi go przeskoczyć. To tylko uświadamia, jak trudna to sztuka dotrzeć do półfinału europejskiego pucharu. No, ale dla najlepszych to prawie codzienność....;)

środa, 21 kwietnia 2010

Wulkany a futbol

Wczoraj FC Barcelona poległa na San Siro 3:1. Grała fatalnie. Jak wiadomo, pewien islandzki wulkan sparaliżował ruch lotniczy w Europie.Zawodnicy Blaugrany do Mediolanu dotarli autokarem, z postojem ( i noclegiem ) w Cannes. Ligowy mecz grali w sobotni wieczór - tak więc w sumie zbyt wiele czasu do odpoczynku nie mieli. W czwartek Liverpool gra w Madrycie z Atletico w pierwszym meczu półfinałowym Ligi Europy. W poniedziałek wieczorem gościł na Anfield West Ham United a już we wtorek zawodnicy Beniteza musieli wyruszyć do Hiszpanii. Pociąg do Londynu, przesiadka do autokaru i z innego londyńskiego dworca pociąg do Paryża.Późnym popołudniem już w paryskim hotelu. W środowy poranek znowu do pociągu - tym razem do Bordeaux. Tam już na całe szczęście latają samoloty. Dzięki temu dziś około południa Liverpool zameldował się w Madrycie.
W czasach gdy piłkarze zmuszeni są rozgrywać mecze co trzy dni, każda chwila odpoczynku się przydaje. Poza tym, wiadomo jak męczą podróże. Rafa żartował, że to zbliży graczy do siebie no i że pierwszy raz w życiu mógł udzielić wywiadu w bufecie pędzącego TGV. Czy jednak nie odbije się to na formie chłopaków ? Nie chcę dramatyzować, bo przecież nie była to podróż wagonami bydlęcymi gdzieś daleko na wschód, ale jednak....
Barca pokonała autokarem tylko 600 mil a zagrała katastrofalnie...LFC ma za sobą 1200 mil w autobusach i pociągach - aż strach pomyśleć co może się wydarzyć na Vicente Calderon...

Niestety, zabraknie na tym stadionie wiernej rzeszy fanatyków The Reds. W ogromnej większości mieli podróżować samolotami. Są jednak tacy, którzy nie zważają na tego typu drobnostki i do słonecznej Hiszpanii ruszyli samochodami, pociągami i wszystkimi naziemnymi środkami komunikacji. Tak więc bez obaw - z trybun popłynie You'll Never Walk Alone i Fields of Anfield Road...

niedziela, 18 kwietnia 2010

Tygodnik DT. "Images and Words".


Po tygodniowej przerwie, spowodowanej żałobą, wracamy do twórczości Drem Theater. Nadal tkwimy w kociołku poznawczym, w którym pozostały dwie pozycje. Obie wspaniałe. Dziś czas na drugą płytę zespołu – „Images and words”. Jest to dzieło wybitne, które wywindowało zespół na szczyty popularności. W USA płyta osiągnęła status złotej, w Japonii platynowej. I jak najbardziej zasłużenie. Otwiera ją „Pull me under” , największy hit w twórczości zespołu – doszedł do dziesiątego miejsca na liście Billboardu. Właściwie każdy utwór z tej płyty mógłby to osiągnąć. Bo każdy jest tu perełką. Czy te szybsze i mocniejsze – jak „Pull me under” i „Take the time”  ( również absolutny hicior ) , czy te spokojniejsze, niesamowicie nastrojowe jak „Another day” i „Learning to live”. Jest tu też jak dla mnie najlepszy utwór w ich całej twórczości – króciutki „Wait for sleep” – niesamowity ładunek emocjonalny zamknięty w 2 minutach i 30 sekundach muzycznego geniuszu. Bez wątpienia jest to album przełomowy, tak dla zespołu jak i dla muzyki w ogóle. Nie jestem wielkim znawcą progresywnego metalu ale nie wydaje mi się, by ktoś mógł nagrać coś choć zbliżonego w tym zakresie. Nie ma tu zbędnych dźwięków, jakiegoś muzycznego „lania wody”. Każdy utwór posiada swój specyficzny klimat, jednak świetnie wypadają jako całość – po prostu do siebie pasują. To wielka dawka wirtuozerii , podlana sosikiem troszkę metallikowym, troszkę floydowsko - jazzowym  z ogromną porcją emocji. Bez wątpienia najważniejsza płyta w dorobku DT – ukształtowała i ugruntowała zarazem ich pozycję. Jest to też pierwsza płyta z Jamesem LaBrie za mikrofonem. I chyba jego najlepsza, zaśpiewana wręcz perfekcyjnie.
Dalsze pisanie nie ma większego sensu – to po prostu pozycja obowiązkowa. I choć ma już 18 lat, to nadal słucha się jej wyśmienicie. Bo jest ponadczasowa.

W skali dreamowej : 10 / 10

Najlepszy utwór – Wait for sleep

Przykładowy utwór - Metropolis Pt. 1 

sobota, 17 kwietnia 2010

Słowa Legendy

" Liverpool FC został stworzony dla mnie, a ja zostałem stworzony dla Liverpoolu.  "

Bill Shankly

czwartek, 15 kwietnia 2010

21 lat po Hillsborough

Dziś przypada 21 rocznica tragicznych wydarzeń na stadionie w Sheffield - Hillsborough. Wtedy, w 1989 roku, życie straciło 96 kibiców Liverpoolu, chcących obejrzeć pólfinałowe spotkanie Pucharu Anglii z Nottingham Forest. Pokłosiem tych wydarzeń był bojkot szmatławca the sun w Liverpoolu. Do dzisiaj winni całej tragedii nie odpowiedzieli przed sądem. Jednak ci, którzy noszą w sercu miłość do LFC, pamiętać będą zawsze.

Sprawiedliwość dla 96, nigdy nie zapomnimy !You'll Never Walk Alone !

Black No.1

Dużo ostatnio tych "śmiertelnych" notek. Niestety, to nie koniec. Dziś zmarł na zawał serca Peter Steele, lider i twórca Type O Negative. Miał 48 lat.


Szczególnie jedno jego dzieło do mnie trafiało - płyta Bloody Kisses. Jak dla mnie najlepsza. Zawierała tak wspaniałe utwory jak Christian Woman, Bloody Kisses czy Blood & Fire. Oczywiście stworzył jeszcze wiele świetnych kawałków, jak choćby Wolf Moon. Szkoda, że już żadnego nie napisze. 

R.I.P.

wtorek, 13 kwietnia 2010

SKANDAL

Zacznę od tego, że rzygać mi się już chce tą żałobą. Wszyscy pieprzą na okrągło, jaki wspaniały był to prezydent i jaka cudowna była jego żona. Najgłośniej oczywiście ci, którzy wcześniej na nich najeżdżali. Z sond internetowych i nie tylko wynika, że ludzie tylko o tym myślą, choć w autobusach rozmawiają o całkowicie przyziemnych sprawach. Dajcie sobie już kurwa spokój z tą obłudą.
Na drugim biegunie są idioci pokroju rydzyka  i jego popleczników, szukający spisku i zamachu stanu. Dajcie sobie spokój z życiem. Szkoda, że was nie było w tym samolocie.

A teraz do sedna. Dziś została podjęta decyzja, że prezydent wraz z żoną zostaną pochowani na Wawelu, w krypcie Marszałka Piłsudskiego. Nie wiem co sam Marszałek na takie towarzystwo, ja jednak myślę, że nie wpuszcza się maluczkich pomiędzy Wielkich. Jest to miejsce elitarne, nie bez powodu żadnego z powojennych prezydentów tam nie pochowano. Pewien klecha ( swoją drogą, co za chory kraj - zgodę na pochówek na zamku Królów Polskich , wydaje sługa watykanu i wyznania judeo - chrześcijańskiego. won od symboli tego Państwa ! ) powiedział w TV , że Kaczyński zginął "śmiercią bohaterską" bo "leciał do Katynia by oddać hołd pomordowanym". Hahahahahahahahaha. Ty cwelu w śmiesznej czapce ! Czy ty wiesz co to bohaterska śmierć ? Chyba coś ci się w tej spaczonej azją mniejszą główce poprzestawiało. Poza tym, moglibyśmy wszystkich, którzy giną na drogach  udając się na groby bliskich, chować na Wawelu. Zginęli przecież bohaterską śmiercią, bo byli w drodze by oddać hołd.
W każdym razie, na Wawelu leżą tylko i wyłącznie Wielcy, którzy naprawdę zasłużyli się Ojczyźnie. Co takiego uczynił Kaczyński dla Państwa, Narodu, Obywateli ? Czym może równać do Piłsudskiego, Sikorskiego, Kościuszki czy Poniatowskiego ? Pytam czym ? Pytam ciebie, klecho z TV, pytam ciebie, Jarosławie  - czym do cholery, ten człowieczek, tak mocno nie lubiany przez dużą część społeczeństwa, zasłużył na to ?
I nie oczekuję  sensownej odpowiedzi, bo paść ona nie może. Dobrze o tym wiecie, gnoje, że w towarzystwie Marszałka ten mały facecik mógłby przebywać jedynie jako pucybut.

Józefie, współczuję.

sobota, 10 kwietnia 2010

SZOK

Po siedemdziesięciu latach Katyń znowu jest dla nas miejscem tragicznym. Straszne to miejsce dla Polaków i na zawsze już takie pozostanie. I pomimo faktu, że na pokładzie prezydenckiego samolotu było kilka osób, których nie lubiłem, to pozostaje tylko jedno do powiedzenia :
Spoczywajcie w pokoju

Słowa Legendy

" Jestem najlepszym trenerem w Anglii, ponieważ nigdy nikogo nie oszukałem. Złamałbym mojej żonie nogi , jakbym grał przeciwko niej, ale nigdy bym jej nie oszukał. "

Bill Shankly


( Bill Shankly z prawej, w barwach Preston North End )

wtorek, 6 kwietnia 2010

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Santo subito !

Czy pedofile mają swojego patrona w wierze katolickiej ? Pytam, bo jest tylu tych patronów, że się po prostu gubię i nie wiem, najzwyczajniej nie wiem. Nawet jeśli nie, to nic straconego - za niedługo mogą mieć. Okazuje się, że pewien chłopak z Wadowic, gdy swego czasu zajmował wysokie stanowisko, miał sporo kumpli co to lubili podotykać sobie chłopców. No i ponieważ był wysoko postawiony , to gdy to dotykanie wychodziło na jaw, nie karał swoich kumpli, tylko usuwał ich w cień, by w spokoju mogli dożyć swych dni. Można więc stwierdzić, że ma klient świetne zadatki na patrona dotykaczy nieletnich, prawda ? No i dobrze się składa, bo chcą go beatyfikować, a chyba tylko święty może być patronem. " Wujku, do kogo się modlisz ? Do Jana Pawła cukiereczku, by dał nam miły wieczór ". Brzmi wspaniale, nie sądzicie ? Tak więc Santo Subito i jazda z chłopakami !

Garść faktów, żeby nie było, że zmyślam : pewien frajer z Austrii ( ilu ten kraj może zrodzić baranów ? ) , przy okazji kardynał , Hans Groer, który to był przyjacielem naszego ukochanego i jedynego Ojca Narodu, molestował swego czasu 2000 chłopców. Sprawa wyszła na jaw podczas pontyfikatu Karola i szybko ukręcono jej łeb - zatuszowano, frajera przeniesiono i zrobiono przeorem klasztoru. On sam nawet za bardzo przepraszać nie musiał. Nikt mi nie powie, że Zbawca Narodu Polskiego nie maczał w tym paluszków. Spraw takich jest więcej, wystarczy wspomnieć o molestowaniu w U.S.A. czy Irlandii....

Zawsze mnie fascynowało jak te gnidy stoją ponad prawem. Co czeka świeckiego pedofila gdy go złapią ? Wiadomo, napiętnowanie, wstyd, hańba a na końcu więzienie. A tam to ma już totalnie przesrane. No a taki ojczulek ? Jego co najwyżej przeniosą do innej parafii czy na inne stanowisko i luzik - charcuj synu dalej, jesteśmy z Tobą, nikt ci nic nie zrobi. Ja takie rzeczy określam krótko - skurwysyństwo. Fajnie by było gdyby tych wszystkich obleśnych staruchów pozamykali w normalnych kiciach a tam więźniowie by im wytłumaczyli, czego się nie robi dzieciom....

niedziela, 4 kwietnia 2010

Czcze gadanie , słowa hańby

Jak powszechnie wiadomo trwają teraz w świecie chrześcijańskim jakieś święta. Z tej okazji ( choć i bez okazji też to niestety robią ) smutni panowie z Watykanu odprawili sobie mszę u siebie na placu. Gdyby na samej mszy się skończyło, można by to ścierpieć. Jednak oni, jak zwykle, postanowili powiedzieć co nie co na temat aktualnych problemów trapiących wszystkich, tylko nie ich. Zaczął facet, który ma wysokie stanowisko w tej grupie przestępczej - jest dziekanem kolegium kardynalskiego - kardynał Angelo Sodano. Miał on czelność stwierdzić, iż doniesienia o molestowaniu chłopców przez duchownych to PLOTKI, które nie robią wrażenia na "ludzie bożym". Biorąc pod uwagę skalę tego zjawiska i liczbę dowodów potwierdzających te haniebne czyny, określenie "plotki" woła o pomstę do wszystkich przyzwoitych i myślących ludzi. Swoją drogą, jeśli molestowanie to tylko plotki, to jak określić zmartwychwstanie jakiegoś "mesjasza", na które dowodów nie ma wcale. Po idiocie Sodano, głos zabrał staruszek zarządzający tym gangiem złodziei, następca wielbiciela kremówek, w przeszłości członek Hitlerjugend czyli obecny papież. Tradycyjnie wyraził swe ubolewanie nad obecną kondycją moralną Świata, o ofiarach molestowania nawet nie wspominając. Modlił się za wszystkich , za ofiary kościoła nie. Pochylił się nad biedną Afryką i zaapelował o zaprzestanie wojen na tym kontynencie, zapominając ilu ludzi umiera tam na AIDS. To jednak niewygodna sprawa, bo przecież kościół zakazuje używania prezerwatyw, nauczając murzynków by płodzili radośnie nowe pokolenia skazane na biedę, głodówkę, cierpienia i śmierć. Jak zwykle zaapelował o pokój na Bliskim Wschodzie, o zmniejszenie przestępczości na Świecie, blablablablabla itd, itp.....Za każdym razem to samo gadanie, które niczego nie zmienia. A wszystko to z oprawianego złotem fotela, z budynku który aż kipi przepychem. Może by tak zamiast gadania, trochę więcej realnej pomocy  panie papieżyku ? Z normalnego stołka już nie można kazań wygłaszać ? Stało by się coś gdybyście postępowali wreszcie wedle dogmatów swej własnej wiary i żyli trochę mniej wystawnie ? Łatwo oczekiwać od innych, że pokrzywdzonym pomogą gdy uzurpuje się sobie prawo do moralnego władania Światem, trudniej wyzbyć się samemu bogactwa, prawda ?     

Tygodnik DT. "Black Clouds & Silver Linings".


W okresie, w którym tkwiłem w środku wspomnianego kilka recenzji wcześniej kociołka poznawczego, wyszła ostatnia studyjna płyta DT. Szybko się w nią zaopatrzyłem – udało mi się nabyć wersję rozszerzoną , składającą się z trzech CD – płyta właściwa, krążek z coverami i instrumentalna wersja płyty. Wszystkim trzem poświęcę trochę miejsca, choć już na wstępie zaznaczę – jak dla mnie jest to najsłabsze wydawnictwo nowojorczyków. Co nie znaczy, że słabe.

Płyta właściwa trwa około 80 minut i składa się z sześciu utworów. Bardzo zróżnicowanych, choć może właściwsze byłoby określenie nierównych. Jest tu świetny, zamykający płytę i najdłuższy ( 19 minut ) „The Count of Tuscany”, który jednak nie ma wiele wspólnego z podobnymi mu długością utworami zamykającymi poprzednie płyty. Jest dość monotematyczny ( jak zresztą większość materiału na tej płycie ), z wyjątkiem niesamowitej końcówki ( miałem przyjemność wysłuchać jej na żywo – cuuudo ). Zaraz przed nim na płycie znajduje się „The Best of Times” – kawałek poświęcony pamięci ojca Mike’a Portnoya. Jest to coś w stylu słodkiego „I Walk Beside You” z „Octavarium” ( poza smutnym początkiem, mającym uświadamiać nam stratę ojca ) , jednak nie ma już tego smaczku i pewnej przebojowości. Poza tym, raz taki dziwny twór można było przełknąć, drugi raz to już chyba za dużo. Co nie zmienia faktu, że napisanie wesołego i pozytywnego utworu zamiast smucenia i rozpaczania, uważam za świetny pomysł. No i jest tu wyśmienita solówka Petrucciego. Płytę otwiera dobry „Nightmare to Remember” – szybki, dynamiczny i o sporym metalowym zacięciu, jednak bez większych fajerwerków. Jest po prostu jednostajny, tak jak zresztą wszystkie utwory na płycie. Nie ma tu tych zaskakujących zmian tempa czy klimatu. Nie ma zbyt wielu technicznych fajerwerków. Wszystko jest po prostu poprawne. A to jak na DT za mało. Od nich można oczekiwać więcej. Nawet najbardziej przebojowy „Rite of Passage” ze świetnym motywem przewodnim, przejada się szybko bo jest po prostu monotonny. Na koniec dwa najlepsze utwory – najbardziej zróżnicowany , kolejny odcinek wychodzenia z nałogu Portnoya, „The Shattered Fortress”. To jest stary dobry Dream Theater. W tym kawałku jest wszystko – i spokój i agresja, zmiany tempa, klimatu i trochę wirtuozerii. No i końcowy motyw, który dobrze się śpiewa :) Wreszcie jest na tej płycie bardzo nietypowy utwór, powiedzmy że to ballada, jednak nie taka klasyczna. To „Wither” – mój faworyt. Tu główną rolę grają klawisze . I może właśnie dlatego jeszcze lepiej brzmi w wersji instrumentalnej – jest wprost absolutnym killerem jak dla mnie. Reszta utworów w wersjach instrumentalnych furory nie robi ale trudno by tak było, skoro są , jak już wspominałem, zbyt monotonne. Zachodzą w nich pewne zmiany , w porównaniu do wersji z wokalem, jednak nie jest to nic na tyle znaczącego by diametralnie zmienić utwór. No i jest jeszcze płyta z coverami. Sześć utworów ( drugi to medley trzech kawałków Queen ) zagranych jak zawsze w przypadku coverów, na najwyższym poziomie. Jest tu Iron Maiden, Rainbow, King Crimson…I wszystko fajnie, jednak nie są to tak przebojowe utwory jak te z „Change of Seasons”. To oczywiście nie wina dreamów, po prostu takie wybrali. Co nie znaczy, że nie są dobre. Są, jak najbardziej, szczególnie „To Tame A Land” Ironów i „Take Your Fingers From My Hair” Zebry.

Podsumowując – jak na trzy krążki, stanowczo za mało emocji i szaleństwa muzycznego. To naprawdę dobra płyta – podejrzewam, że gdyby wyszła pod innym szyldem, okrzyknięto by ją wspaniałą. Ale – powtórzę się – od Dream Theater można i trzeba wymagać więcej.

p.s. oczywiście płyta została też wydana w klasycznej wersji – bez dodatkowych CD.

W skali dreamowej : 7,5 / 10

Najlepszy utwór - Wither

Przykładowy utwór - Wither

sobota, 3 kwietnia 2010

Słowa Legendy

"Jestem jedną z wielu osób, które stoją na The Kop. Myślę to samo co oni, a oni to samo co ja. To jakby związek małżeński ludzi, którzy, o dziwo, się lubią."

Bill Shankly

czwartek, 1 kwietnia 2010

Pojedynek Tytanów

Europa ( ba, cały Świat ) zachwyca się meczami w Lidze Mistrzów. W końcu to już ćwierćfinały ! No i przecież grają tam wielkie kluby. I pewnie jest w tym trochę racji. Warto jednak pochylić się nad zestawem par w Lidze Mistrzów i porównać z jedną parą z Ligi Europejskiej. Dziś bowiem odbędzie się mecz dwóch niesamowicie utytułowanych klubów, którym większość potęg z Ligi Mistrzów buty może szorować. Benfica Lizbona podejmuje Liverpool FC. Oba kluby to giganci tak u siebie w kraju jak i w Europie. Łącznie siedem razy zdobywały Puchar Europy, były 49 razy mistrzem swego kraju. Zdobyły również masę innych trofeów ale ja skupię się na tych dwóch.

We wtorek w LM grali : Bayern Monachium z Manchesterem United ( 7 PE i 39 mistrzostw ), Lyon - Bordeaux ( 0 PE, 13 mistrzostw ). Środa : Inter - CSKA Moskwa ( 2 PE, 20 mistrzostw ), Arsenal - Barcelona ( 3 PE, 32 mistrzostwa ).

Jasne, to tylko liczby, w dodatku z przeszłości. Jednak futbol to taka dziedzina życia, gdzie ta historia znaczenie ma ogromne. Bo to sukcesy z przeszłości budują wizerunek potęgi klubu, sprawiają, że nazywamy go Wielkim. I patrząc przez pryzmat historii, to dziś, na Estadio da Luz, zmierzą się prawdziwe potęgi europejskiego futbolu.Szkoda, że już teraz , bo byłby to wymarzony finał.

Wreszcie przeciwnik o wymawialnej i renomowanej nazwie. Come On You Reds !