"Some people believe football is a matter of life and death, I am very disappointed with that attitude. I can assure you it is much, much more important than that."

Bill Shankly

sobota, 29 maja 2010

Kilka ujęć ze Święta

W trasie. Humor dopisuje także dzielnemu kierowcy :) 

Jesteśmy na miejscu. Szatan w rogach też :)

Scena i wodopoje

Roman też tam był :)

Scena raz jeszcze, akurat gra Dżem - dobrze , że nie słychać :)

A tu już jazda bez trzymanki :)


piątek, 28 maja 2010

Święto Rock'n'rolla

Wczorajszy dzień był zdecydowanie jednym z najlepszych w moim życiu. Tak ogromnej dawki emocji dawno już nie doświadczyłem. Gromadziły się we mnie przez cały dzień a eksplodowały wieczorem, wraz z pierwszymi dźwiękami "Rock'n'roll Train" bo o ile pamiętam to od tego kawałka AC/DC rozpoczęli koncert....

Ale po kolei. O 11.00 wyruszyliśmy ( Wesyr, Skolud i ja ) spod mieszkania Wesyra. Po przejechaniu pierwszych czterystu metrów czujnie zapytałem Wesyra czy ma bilety. Okazało się , że nie miał ! Trzeba było wracać :) Sytuacja powtórzyła się , gdy już w Wawie porzucaliśmy auto na rzecz własnych nóg ( zdecydowanie szybsza metoda transportu ). Cóż, był chłopina trochę rozkojarzony, ale można mu to wybaczyć - w końcu nie co dzień człowiek jedzie na koncert AC/DC. Pogoda była nie najgorsza, polskie drogi były jak zwykle tragiczne ale humory nam wybitnie dopisywały. To co widzieliśmy po drodze, wprawiało nas w zdumienie - na każdej stacji, czy innym miejscu postojowym, co najmniej jeden bus / samochód / autobus jadący na koncert ! Niektóre pojazdy były na tę okazję specjalnie oznakowane przez ich właścicieli - np. logo AC/DC wymalowane na tylnych drzwiach dostawczego busa...Oczywiście nie wszyscy stali na stacjach, wielu nas mijało lub my mijaliśmy ich. Następowało wtedy wymienienie pozdrowień za pomocą pokazania sobie wszechmocnych " rogów szatana " :) Do granic naszej pięknej stolicy dotarliśmy gładko ( poza jednym korkiem przed Siewierzem ). Tu jednak zaczęły się problemy. Od Centrum Handlowego w Jankach, do samego Bemowa gniliśmy w korku. Tempo było tak zatrważające , że można było spokojnie wysiąść i udać się pod krzaczek w wiadomym celu , zapalić papierosa czy po prostu zrobić sobie spacer i rozprostować kości. Był to też wzmożony okres pozdrowień i wymiany "rogów", jako że głośna muzyka dobiegająca z naszego pojazdu nie pozostawiała złudzeń co do celu naszej podróży. Atmosfera była świetna, czuło się, że to wielkie święto, napięcie w nas rosło. Poprzez aklamację przyjęliśmy zaproponowane przeze mnie Święto Rock'n'rolla - co roku 27-go maja. Wesyr zanotował w swoim kalendarzu pod tą datą : " AC/DC, piwko i rock'n'roll ":) Po kilku godzinach ( dochodziła już 18.00 ! ) stania w korku postanowiliśmy porzucić samochód przy pierwszej nadarzającej się okazji ( czyli znalezieniu skrawka przestrzeni do zaparkowania ) i pozostałe kilka kilometrów pokonać pieszo. Był to miły spacer z piwkiem i w towarzystwie masy ludzi, mniej lub bardziej ( lub w ogóle ) " pod wpływem ". Niektórzy, co nas szokowało, mieli już regularne zgony. Jak sobie można tak zepsuć TAKIE święto ? Był to też okres w którym jeden jedyny raz poczuliśmy deszcz - przez kilkanaście minut pokropiło. Poza tym, pogoda okazała się być łaskawa. Dziękujemy ! Wreszcie dotarliśmy. Scena bardzo daleko, masa ludzi i trzy kontrole po drodze. I tu plus i minus - nie darli biletów, niestety nie wpuścili Wesyra z aparatem, bo miał wymienną optykę. Szkoda. Musiał oddać go do depozytu i po koncercie został odebrany. No nic to, jesteśmy ! Co za uczucie ! Przed nami wielka scena, na której poci się Dżem ( niewiele z nich słyszeliśmy, i dobrze ), po prawej duży wodopój. Pomimo ilości stoisk z życiodajnymi napojami, i tak nie wyrabiali. Podczas uzupełniania płynów nawiązaliśmy kontakt ze znajomymi i o dziwo, w tym wielkim tłumie, udało nam się odnaleźć. Czas szybko płynął, kolejne kubki były dzielnie przez nas osuszane, zniknęło nieporozumienie ze sceny. No i wreszcie nadszedł ten moment - potężne głośniki wypluły z siebie pierwsze riffy ! Co za UCZUCIE ! Trudno to opisać ale chyba najbliższe prawdzie jest słowo EUFORIA ! I byliśmy w niej następne dwie godziny. Nie pamiętam kolejności utworów, nie mam wielu zdjęć czy filmików - nie chciałem tracić tego cudownego wieczoru na cokolwiek innego od przeżywania tego WIELKIEGO momentu. Pamiętam za to szał i wzruszenie Wesyra przy " Thunderstruck ", ciary ( wielkości ciężarówki ) na plecach przy dźwiękach dzwonu rozpoczynającego " Hells Bells " czy wybuch radości przy pierwszych riffach " Whole Lotta Rosie ". Pamiętam szalejących młodych, starszych i naprawdę starych. Ojców z synami, matki z córkami, chłopaków z dziewczynami...Pamiętam ten szał, totalne wariactwo przy " Let There Be Rock " i " You Shook Me All Night Long ". I nawet to, że od sceny dzielił nas spory dystans i niewiele było widać, nie miało znaczenia - bo nie mieliśmy czasu patrzeć. Raz w koszulce, raz bez, ale ciągle szalejąc dotrwaliśmy do bisów. Ja przed koncertem marzyłem najbardziej o " Highway To Hell ". Podczas koncertu rósł we mnie strach - kolejne utwory się kończyły a Autostrady nie ma. Wesyr mnie uspokajał, jednak trudno uspokoić tak rozemocjonowanego faceta. Zakładaliśmy , że na bis będzie albo " Highway..." albo " For Those About To Rock " - nie zawiedliśmy się - było i to i to ! Gdy rozpoczęli " Highway...", zwariowałem. Nie potrafię opisać tego co się ze mną działo, lepiej pewnie zrobiliby to ludzie , którzy byli obok. To była po prostu MASAKRA ! Gardło już było zdarte, nogi bolały jak cholera, ale gdzieś znalazłem w sobie te ostatnie pokłady energii i szalałem jak młodziak. Tak jak i znaczna większość publiki. No a potem jeszcze " For Those...". Coś wspaniałego ! Na koniec sztuczne ognie i dziękujemy. To się nazywa dać koncert ! Kolesie swoje lata mają, ale na robocie znają się wyśmienicie. Coś WSPANIAŁEGO. Cokolwiek bym tu napisał, to i tak będzie za mało. Więc już nic nie napiszę. Kto był wie jak było, tym co nie byli współczuję i nie próbuję już tego opisać, bo to sensu nie ma.

Powrót spacerkiem, uzupełniejąc płyny, potem samochód i jazda na Śląsk. Poranne słońce przywitało nas w Tychach, do których dotarliśmy po piątej rano...

BEZCENNE.

p.s. dziękuję towarzyszom wycieczki za doborowe towarzystwo i świetne humory...

" You Can't Stop Rock'n'roll !!!! "

środa, 26 maja 2010

Autostrada w środę...

Za oknem kiepawa pogoda a Brian krzyczy z głośników "...you can't stop rock'n'roll...",tak jakby chciał jej coś przekazać. I ma rację ! Nic i nikt nie zatrzyma rock'n'rolla i jutro stanie się coś wspaniałego - nieśmiertelne riffy popłyną wprost do mych uszu. Gęba mi się śmieje od rana, a o 15.00 to już chyba wyglądałem jak Joker.
Teraz już liczy się naprawdę tylko jedno. I nie jest to zwycięstwo Bronisława w wyborach ( oczywiście przydałoby się ) ani futbol ( choć oczywiście liczę na udany najbliższy sezon ), to tylko i wyłącznie uczta w towarzystwie Bogów. Trochę psuje mi tę ucztę przystawka w postaci przetworu owocowego babuni o nazwie Dżem, no ale co poradzić.Swoją drogą chętnie zapytałbym pomysłodawcy tego zestawienia - "wtf , laddy ?"
Ale nic to. Nawet takie faux pas nie zmąci mej radości. Jutro już zapewne nic nie napiszę, tak więc dziś , z okazji dnia poprzedzającego dzień koncertu, utwór, który jest moim prywatnym Hymnem, mantrą i azymutem ( może i nie najlepszy to drogowskaz, ale kicham to ). HIGHWAY TO HELL - wersja z Bonem Scottem...

Ride On, Bon !

wtorek, 25 maja 2010

Dobry adres....

...to podstawa :)

foto : wikipedia.org 

It's a long way....

Już wtorek. Bardzo dobrze. Za oknem kiepawa pogoda, która nie pozwala mysleć optymistycznie o sobie samej w czwartek. Ale co tam - deszcz i zimno nam nie straszne. Póki co zapoznaję się bardzo blisko z kolejnym dziełem AC/DC - ich przedostatnim - "Stiff Upper Lip" ( po raz kolejny dzięki uprzejmości Wesyra ). Świetna, wspaniała płytka, choć tez początkowo nie trafiała do mnie w 100 %. "Can't stop rock'n'roll" - to po prostu jest totalnie GENIALNY kawałek. A reszta wiele nie odstaje. No, ale z okazji wtorku poprzedzającego czwartek koncertowy, kolejny kawałek klasyki -  It's A Long Way To The Top If You Wanna Rock'n'Roll.Tym razem z tekstem, bo godzien uwagi...

Ridin' down the highway
Goin' to a show
Stop in all the by-ways
Playin' rock 'n' roll
Gettin' robbed
Gettin' stoned
Gettin' beat up
Broken boned
Gettin' had
Gettin' took
I tell you folks
It's harder than it looks

It's a long way to the top
If you wanna rock 'n' roll
It's a long way to the top
If you wanna rock 'n' roll
If you think it's easy doin' one night stands
Try playin' in a rock roll band
It's a long way to the top
If you wanna rock 'n' roll

Hotel, motel
Make you wanna cry
Lady do the hard sell
Know the reason why
Gettin' old
Gettin' grey
Gettin' ripped off
Under-paid
Gettin' sold
Second hand
That's how it goes
Playin' in a band

It's a long way to the top
If you wanna rock 'n' roll
It's a long way to the top
If you wanna rock 'n' roll
If you wanna be a star of stage and screen
Look out it's rough and mean
It's a long way to the top
If you wanna rock 'n' roll.....

poniedziałek, 24 maja 2010

For Those About To Rock....

To już tylko niecałe trzy dni. Trudno mi teraz myśleć o czymś innym, choć niestety muszę ( całe szczęście tylko czasami ). Słucham ICH na okrągło - pięcio płytowa zmieniarka cd w mojej wieży wyładowana jest tylko i wyłącznie NIMI. A to i tak za mało bo co najmniej dwie perełki są cały czas poza nią. Muszę więc stosować rotację, co w przypadku ICH muzyki, jest trudne - decyzja , którą płytę wyciągnąć jest  niesamowicie ciężka.
Przyznam, że dawno już nie byłem tak podekscytowany czymkolwiek. W końcu człowiek już swoje lata ma, swoje widział i swoje słyszał, nie ma się co jarać jak szczyl.. :) A ja mówię - chrzanić to ! Choćbym miał już 40-kę to i tak bym się tym koncertem jarał jak młody ! Bo to w końcu ONI, od tylu lat kochani i wielbieni - za tego bezkompromisowego, ponadczasowego i NIESAMOWITEGO ROCK'N'ROLLA !
Towarzyszą mi ponad połowę mego życia i tak sobie myślę, że już dociągniemy tą Autostradą do Piekła razem do jej końca ( albo naszego :) ).
Z okazji poniedziałku poprzedzającego koncert  - jeden z hymnów - For Those About To Rock ( We Salute You ). Oczywiście modlę się nocami ( nie pytajcie do kogo ) by go zagrali .....

czwartek, 20 maja 2010

Black Ice

Już za tydzień największe wydarzenie koncertowe mojego dotychczasowego życia - AC/DC w Warszawie. W ramach przygotowań pożyczyłem od Wesyra najnowszą płytę Australijczyków - "Black Ice". Przyznam, że klasyczne wydawnictwa znam bardzo dobrze, jednak z tymi najnowszymi mam pewien problem. No i tak oto siedzę i nadrabiam zaległości. Zanim nie odpaliłem tego dzieła w domu, moja opinia opierała się na jednym pobieżnym przesłuchaniu w knajpie. No i nie była to najlepsza opinia, poza tym , że oczywiście "grają w swoim stylu". Do tego zapamiętałem jeszcze pierwszy utwór - "Rock'n'roll Train" ( pewnie też dlatego, że promował płytę w mediach ).



Teraz siedzę, słucham i odpadam ! Ileż tu jest wspaniałych kawałków ! Jest z czego wybierać, bo na płycie znajduje się piętnaście kompozycji. Otwiera ją wspomniany "Rock'n'roll Train" - nadal jeden z faworytów, ale już nie taki wyraźny. Weźmy choćby niesamowity , zalatujący Brucem Springsteenem "Anything Goes". Albo "War Machine" - pokaz mocy i szybkości. "Decibel" i jego cudowny, bujany rytm i klasyczny refrenik - aż się łezka kręci w oku. I zaraz po nim kawałek wręcz genialny, zalatujący na kilometr country, "Stormy May Day". No ten przewodni riff to po prostu szał jest :) I tak aż do końca - tu , po raz kolejny, nie ma słabego utworu. Może też nie ma takich oczywistych hiciorów jak na "Razors Edge" czy "Highway To Hell", ale wystarczy przesłuchać płytę dwa, trzy razy, by te hiciory się pojawiły. Świetne wydawnictwo, wysoka forma podtrzymana. Już po prostu nie mogę się doczekać tej uczty. I tak jak do niedawna modliłem się, by zagrali "Highway.." czy "Hells Bells", tak teraz do tej listy dokładam "Decibel" czy "Anything Goes"....

p.s. no i jeszcze NIESAMOWITY "Rock'n'roll Dream" - co za feeling, jaki refren ! Cholera, tyle lat i ta miłość wciąż trwa...Byle do 27-go !

środa, 19 maja 2010

Znowu Wielka Woda

Pamiętam dobrze wakacje roku 97-go. Byłem wtedy z kumplami pod Nowym Targiem, bardzo blisko Dunajca. Kiedy rzeka wylała , podtopiła prawie całą wieś. Wtedy, dla nas, mieszczuchów, była to niezwykła atrakcja. Jednak dla miejscowych była to tragedia. Od tamtej powodzi ( nazwanej powodzią tysiąclecia ) , rok w rok taka tragedia nawiedza południe Polski. Raz jest słabsza, raz mocniejsza, ale powódź to nadal powódź.

W tym roku jest wyjątkowo źle. Mówią, że nawet gorzej niż w pamiętnym 97-mym. Mamy w takim razie powódź dwutysiąclecia albo tysiąclecia do kwadratu. Mniejsza o nomenklaturę. Co roku nasi wspaniali politycy ( nieistotne z jakiej są zbieraniny ) przy okazji powodzi ( czyli w jej trakcie i około miesiąca po - w tym roku będzie krócej, bo przecież wybory ) , obiecują że za rok będzie lepiej, bo zbudujemy to i to, umocnimy to i to, zmienimy prawo by odszkodowania były szybciej itd, itp...

Oczywiście, jak to w Polsce, na gadaniu się kończy. Zgadzam się, coś tam zostało zrobione, ale to wciąż za mało. Od kilku lat ciągnie się sprawa kluczowego zbiornika retencyjnego w okolicach Raciborza. Bez niego jesteśmy w kaczym zadzie. No ale decydenci się kłócą w sprawie gruntów. I tak rok w rok - straty, płacz , tragedia, obiecanki. Może wpiszemy sobie do kalendarza narodowego - wiosna , lato - obowiązkowa powódź. Dzieciaki i tak mają wolne od szkoły a dorośli od pracy - nazwijmy rzeczy po imieniu, Polacy to lubią. Kolejne ustawowe wolne - w to nam graj ! Oczywiście, nie możemy zapominać o reszcie kraju - dla nich też wolne, w ramach solidarności ( wiecie, w tych dniach wszyscy jesteśmy południowcami ). No i może jakieś wycieczki poglądowe w ramach zajęć praktycznych. Możemy też zbić na tym kasę, przyciągnąć turystów. Pocztówki z powodzi, pamiątki ( np. deska z mostu albo fragment worka na piasek ), jakieś chwytliwe hasło - np. "Południe - tu jak leje, to się dzieje".  Nie potrafimy pokonać powodzi - oswójmy ją i zaakceptujmy. Tylko to nam chyba zostaje.

niedziela, 16 maja 2010

Tygodnik DT. "Metropolis Pt. 2: Scenes From A Memory".

Po dłuższej przerwie, spowodowanej wieloma czynnikami ( głównie co niedzielnym kacem i lenistwem ) , powracamy do Tygodnika. Dziś jedno ze starszych dzieł, mianowicie wydana w 1999 roku „Metropolis Pt. 2 : Scenes From a Memory”. Czemu jest to część druga ? Bo pierwsza w formie jednego utworu znajdowała się na płycie „Images and Words”.

Jest to album koncepcyjny. Opowiada ( głównie tekstowo, ale też muzycznie ) historię morderstwa młodej dziewczyny. Mamy tu podział na akty i role. Cała opowieść przedstawiona jest z perspektywy jednego z głównych bohaterów, Nicholasa, leżącego na kozetce u psychoanalityka….Muzycznie to stu a nawet dwustu procentowy Dream Theater w pełnym, całkowicie progresywnym, tego słowa znaczeniu. Płyta jest niesamowicie zróżnicowana, każdy utwór ma w sobie tyle zmian nastroju , tempa, aranżacji , że po przesłuchaniu człowiek ma wrażenie totalnego chaosu i pustki zarazem – tak jakby niczego nie usłyszał. Oczywiście to pozorne – w tą płytę trzeba się wsłuchać. Najlepiej z tekstami w ręku, bo panuje tu pomiędzy warstwą liryczną a muzyczną wspaniała harmonia.
Nie ma tu utworów bardzo ciężkich, rzadko kiedy jest szybsze tempo. Pomimo tego ta płyta ma w sobie coś z klasycznych metalowych dzieł. Takich w starym stylu. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale coś jest w budowie utworów, w brzmieniu gitar, wokali…

Na wyróżnienie zasługują tu dwa ( oczywiście wszystkie są świetne ) utwory – najmocniejszy, wspaniale energiczny i okraszony motywami orientalnymi „Home” oraz zamykający płytę, bardzo dramatyczny i podniosły „Finally Free” – końcówka to prawdziwy popis Mike’a Portnoya – cuuuuuudo !

Kończąc – to trudna płyta, nie wpadająca w ucho za pierwszym razem, więc nie zniechęcajcie się – cierpliwość zostanie nagrodzona !

W skali dreamowej : 9 / 10

Najlepszy utwór – Finally Free 

Przykładowy utwór - Home

sobota, 15 maja 2010

Słowa Legendy

( na jednym z europejskich wyjazdów Liverpoolu, Bill wypełniał druczek meldunkowy - jako zawód podał "futbol" a miejsce zamieszkania "Anfield" )

"recepcjonistka - Proszę Pana, musi pan podać miejsce zamieszkania.
Bill Shankly - Proszę Pani, w Liverpoolu jest tylko jeden adres który ma znaczenie i tam właśnie mieszkam."

poniedziałek, 10 maja 2010

Wcale nie jest pięknie

Pod koniec marca pobawiłem się we wróżkę i z pomocą BBC wygenerowałem tabelę Premier League na koniec sezonu. Przyznać muszę, iż ta moja wersja dużo bardziej mi odpowiada od tej rzeczywistej. Najistotniejsza różnica - Liverpool poza pierwszą czwórką, bo aż na siódmym miejscu ! Na jego miejscu Tottenham, co akurat, biorąc pod uwagę potencjalnych zainteresowanych , nie jest takie najgorsze. Jeden klub z Manchesteru w LM wystarczy. West Ham, tak jak w mojej tabeli, ocalał na ostatnim, bezpiecznym miejscu. Strefę spadkową wytypowałem słusznie, to jednak nie było nic trudnego. Cieszę się, że trafiłem z miejscem Evertonu  i Birmingham, bo to już było nieco trudniejsze. No i , co najważniejsze, w rzeczywistości, tak jak u mnie, to nie scumchester zdobył mistrzostwo, tylko Chelsea. A tej pierwszej opcji bardzo się obawiałem.

Zostawiając moją tabelę i wracając do rzeczywistości - cieszy powrót do Premiership takiej firmy jak Newcastle. Cały czas o awans walczy Nottingham Forest i choć to wielki rywal LFC, to mam nadzieję, że im się uda - to mogą być niezapomniane mecze. I jeszcze jeden, ale za to bardzo duży pozytyw - brak znaczącego sukcesu manchesteru city - kasa to jeszcze nie wszystko, panowie szejkowie. A dla LFC ?
Sezon totalnie do kitu, nie wart wspominania. Żyję nadzieją, że w przyszłym będzie lepiej, choć tak naprawdę nic na to nie wskazuje. Klub ma długi, jest wystawiony na sprzedaż, nie zanosi się na większe transfery no a w Europie tym razem pozwiedzamy zapewne dość dziwne miejsca, bo przyjdzie nam przecież grać w eliminacjach Ligi Europejskiej. Ale co tam - jak mawiał Bob Paisley  - "czasami i nam się nie wiodło. w jednym sezonie byliśmy na drugim miejscu."